wtorek, 13 października 2015

02 · Someday Maybe


Mikey's POV
Wstałam rano, na śniadanie zjadłam dwa kawałki pizzy hawajskiej. Ubrałam się w czarne legginsy i czarny sportowy top. Wyczyściłam lodówkę i umyłam szafki i blaty w kuchni. Cały dom był wysprzątany, pozostały tylko okna. Umyłam je od wewnątrz, nie otwierały się do końca więc musiałam usiąść na parapecie by móc wyczyścić je od zewnątrz. Zobaczyłam samochód podjeżdżający pod kamienicę. Naprawdę ładny. Zapatrzyłam się i na moment straciłam równowagę, nie widziałam wysiadającej osoby gdyż łapałam się okna by nie spaść. Gdy spojrzałam ponownie na samochód był już pusty. Stanęłam na parapecie by wyczyścić samą górę okna i prawie wypadłam przez okno gdy ktoś wszedł do mojego mieszkania. Mężczyzna który wczorajszego wieczoru pomylił numery drzwi podszedł do mnie i złapał mnie w pasie zdejmując z okna.
Patrzyłam na niego mrugając zdezorientowana.
- Dzień Dobry? - wykrztusiłam w końcu - Co Pan tu robi?
- Nie myje się tak okien gdy jest się samym w domu. Jeżeli straciłabyś równowagę i nikt nie zdążyłby cię złapać? - mówił jakby ze złością w głosie. To miłe że martwił się o to że mogę się zabić ale jednocześnie jestem zdezorientowana że postanowił ratować obcą osobę.
- Nie otwierają się bardziej - wzruszyłam lekko ramionami. Czułam się jak skarcone dziecko.
- To się zamawia kogoś kto profesjonalnie myje okna na wysokości - warknął.
- Okay - spuściłam głowę - Ale dziękuję - dodałam gdy szedł ku drzwiom - Naprawdę, mało kto by chyba pobiegł do mieszkania na trzecim piętrze by ratować obcą osobę.. - uśmiechnęłam się delikatnie. Patrzył na mnie chwilę i złapał klamkę drzwi - Czy zdradzisz mi swoje imię? Jesteś u mnie już drugi raz.
- Może kiedyś - mruknął i wyszedł. Zmarszczyłam brwi i zamknęłam za nim drzwi na zamek. To nie było grzeczne, wchodzi tu jak do siebie i nawet nie chce powiedzieć jak się nazywa. Zostawiłam okna tak jak są, nie będę ryzykować kończenia mycia. Związałam włosy w wysoki kucyk, wzięłam portfel i klucze, wyszłam z domu. Zbiegłam po schodach po zamknięciu drzwi. Nadal w sportowym topie wyszłam z kamienicy w poszukiwaniu jakiegoś sklepu. Za rogiem znalazłam sklep spożywczy, weszłam do niego. Nie był duży, okrążyłam wszystkie półki w minutę. Przystanęłam nad stoiskiem z warzywami, wybrałam kilka żeby zrobić sobie sałatkę na obiad. Podeszłam do kasy i gdy kasjer wszystko zliczył, podałam mu należność. Wrzuciłam wszystko do reklamówki i uśmiechnęłam się do mężczyzny.
- Dziękuję, miłego dnia - powiedziałam wychodząc ale zaraz się wróciłam - Mogę zadać pytanie?
- Oczywiście - spojrzał na mnie.
- Czy sklep muzyczny jest gdzieś może nie daleko? I czy w okolicy jest jakiś las? - poprawiłam reklamówkę która wbijała mi się w nadgarstek.
- Sklep muzyczny jest dziesięć minut stąd wzdłuż tej ulicy - wskazał na tą główną drogę - A las jest parę minut za tą kamienicą obok - kiwnął głową jakby chciał ją wskazać.
- Bardzo dziękuję za pomoc, do widzenia - odparłam wychodząc. Odniosłam zakupy do mieszkania i odnalazłam las. Spacerowałam między drzewami. Las jest piękny, nieskończony i cichy. W sam raz do myślenia. Biegłam rozglądając się kiedy wpadłam do czegoś, do dołu. Złapałam się za głowę oszołomiona upadkiem. Usiadłam i zobaczyłam że dół jest głębszy co najmniej na dwa metry. Wstałam i nawet jak uniosłam ręce do góry to nie sięgałam góry - Halo? Pomocy! - zaczęłam skakać. Byłam przerażona, w moich oczach wezbrały łzy. Nie dam rady stąd wyjść.
Kto kopie dół w środku lasu? I do tego go nie oznacza?
- Czekaj Harry - warknął znajomy głos. Zamarłam. Nad dołem pochyliło się dwóch mężczyzn. Jeden z nich kucnął i spojrzał na mnie. Zacisnęłam usta poznając w nim Mulata - Co ty tu robisz? - spytał cicho patrząc w mi w oczy.
- Chwilowo mam problem z wyjściem.. - wymamrotałam rozglądając się po ścianach z ziemi wokół mnie. W tym dole było mi zimno, wciąż byłam w sportowym topie i legginsach - Zimno mi - dodałam wbijając palce w ziemię.
- Wiesz w czym jesteś? - zapytał z rozbawieniem drugi, również kucnął. To jeden z tych chłopaków którzy pomogli mi z walizkami wczoraj.
- W dole? - uniosłam brwi.
- Zamknij się - warknął Mulat do zielonookiego. Tamten zmarszczył brwi. Mulat podał mi rękę, której się złapałam, a on momentalnie podciągnął mnie do góry. Zachłysnęłam się powietrzem gdy wylądowałam na ziemi. Wstałam niezgrabnie i otrzepałam się z ziemi.
- To wy to wykopaliście? - zerknęłam na głęboki dół który z tej perspektywy wyglądał przerażająco. Był prostokątny - Co to jest?
- Dół - powiedział Mulat patrząc mi w oczy.
- Wygląda jak-
Nie skończyłam bo drugi zakrył mi usta i oplótł mnie ramieniem w pasie. Zaczęłam piszczeć i się szarpać.
- Zostaw ją - krzyknął Mulat wyrywając mnie z objęć tam tego. Zatoczyłam się i wylądowałam na ziemi - Popieprzyło cię?! Nic nie widziała, nic nie wie, nie trzeba nic robić, tak?! - odwrócił do mnie głowę kierując chyba w moją stronę to "tak?!". Pokiwałam energicznie głową choć nawet nie wiedziałam o co chodzi.
- Nie róbcie mi krzywdy - wyszeptałam drżącym głosem.
- Wracaj do domu Mikaela - warknął Mulat. Szybko podniosłam się z ziemi i rzuciłam się biegiem przez las. Cała zasapana i mokra od potu wbiegłam do mieszkania. Oparłam się o drzwi i szybko zamknęłam wszystkie zamki. To było przerażające, to jak zielonooki mnie złapał jakby.. Boję się. Zrzuciłam ubrania i weszłam do łazienki. Zmyłam z siebie cały brud z lasu. Stałam chwilę pod prysznicem. Wytarłam się i w samym ręczniku weszłam do kuchni. Umyłam wszystkie warzywa, przygotowałam sobie sałatkę. Przebrałam się w krótkie spodenki i dużą koszulkę. Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść wpatrując się w ścianę.
Późno w nocy usłyszałam jakieś szamotaniny w mieszkaniu obok. Westchnęłam bo nie mogłam przez nie spać.
Po południu następnego dnia ubrałam się w białą koszulę i czarną spódniczkę. Na stopach miałam czarno-białe baleriny. W tym eleganckim stroju ruszyłam w poszukiwaniu pracy, weszłam do sklepu muzycznego.
Widok zaparł mi dech w piersiach, wszystkie ściany zastawione płytami CD jak i płytami winylowymi. Zagryzłam wargę i ruszyłam do lady gniotąc w rękach gazetę z ogłoszeniem.
- Dzień Dobry - odezwałam się do mężczyzny. Uniósł wzrok znad książki. Obejrzał mnie od góry do dołu. Wyglądał na okropnie znudzonego.
- Dobry.
- Widziałam ogłoszenie. Pracy - podałam mu gazetę z zaznaczonym tekstem.
- Ta posada jest już zajęta - mruknął. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam nerwowo bawić się krańcem spódnicy.
- Ale ale.. - zagryzłam mocno wargę.
- Znalazła się już osoba do pomocy. Przykro mi - oddał mi gazetę. Kiwnęłam tylko głową i wymamrotałam "Do widzenia". Wyszłam szybko ze sklepu. Wyrzuciłam gazetę do pierwszego napotkanego kosza i szybko wróciłam do domu. Usiadłam na kanapie i zrzuciłam buty. Przejechałam dłonią po twarzy. Nie mogę się załamywać. Przecież to nie możliwe bym od razu znalazła pracę. To nierealne.
Wieczorem usiadłam z miską płatków na łóżku wpatrując się w ścianę przeżuwałam płatki. Usłyszałam jakiś hałas za ścianą. Zmarszczyłam brwi i odstawiłam miseczkę na stolik. Wstałam i podeszłam do ściany. Coś huknęło a ja odskoczyłam gwałtownie, przerażona. Co jakiś czas słyszałam tam kłótnie i tak dalej. Jednak nie umiem tego ignorować. Na piżamę założyłam bluzę i wyszłam na korytarz. Zapukałam do drzwi sąsiadów. Głosy przycichły. Klamka się poruszyła, a drzwi otworzyły.
- Słucham piękną panią - powiedział mężczyzna którego skądś kojarzyłam. Uśmiechnął się do mnie szeroko ale to był dość dziwny uśmiech.
- J-ja.. - za jego plecami zobaczyłam kilka osób. W tym Jego. Mulat wpatrywał się we mnie, tak jak ja w niego. Rozchyliłam wargi ale nie wiedziałam co powiedzieć - Czy wszystko w porządku? - spytałam po chwili spoglądając na mężczyznę który otworzył mi drzwi.
- W jak najlepszym kochanie - przybliżył się do mnie. Wstrzymałam oddech.
- Przestań - warknął ktoś z wnętrza mieszkania. Zacisnęłam usta obserwując jak facet się odsuwa, a jego mina zrzedła. Mulat stanął przy drzwiach zajmując miejsce tamtego - Miłej nocy - zamknął mi drzwi przed nosem. Wpatrywałam się w zniszczone drewno z jakiego zrobione były drzwi. Zapukałam raz jeszcze. Teraz nie otworzył mi nikt.
Następnego ranka wyszłam rano pobiegać. Biegłam po lesie starając się jak najbardziej ominąć miejsce gdzie był ten duży dół do którego wpadłam.
Miałam dziwne wrażenie że ktoś jest ze mną w tym lesie. Co rusz się obracałam jednak nikogo nie było. A to chyba najgorsze. Przyśpieszyłam i wpadłam na kogoś przy wyjściu z lasu. Pisnęłam i odskoczyłam szybko od mężczyzny. Odgarnęłam kosmyk włosów z mokrego czoła i uniosłam wzrok.
- Bardzo przepraszam - wysapałam. Zgięłam się w pół nawet nie zerkając na twarz osoby na którą wpadłam.
- W porządku? - poczułam dłoń na plecach.
- Ja tylko.. - wychrypiałam - Ja.. Brakuje mi tlenu - szepnęłam. Zostałam gwałtownie podniesiona do góry. Ktoś usadził mnie na masce samochodu.
- Musisz się pochylić - poinstruował mnie. Uniósł moje nogi i zgięte postawił je na masce samochodu. Robiło mi się coraz bardziej słabo. Moja głowa znajdowała się przy moich kolanach a do moich płuc nareszcie napłynął tlen. Łapałam duże hausty powietrza z obawy kolejnego braku - Spokojnie - pogładził moje plecy. Po dłużej chwili uniosłam wzrok. Moje oczy spotkały się z czekoladowymi oczami które widzę ostatnio prawie codziennie - Już?
- T-tak - uśmiechnęłam się słabo - Dziękuje - spojrzałam na samochód na którym siedziałam. Szybko z niego zeskoczyłam. Piękne auto, szkoda bym je zabrudziła czy zniszczyła. Przyjrzałam się mu dokładniej. Kiedyś już go widziałam. Wreszcie przeniosłam wzrok na mężczyznę - Wciąż ratujesz mi życie - moje usta drgnęły w uśmiechu.
- To chyba przeznaczenie - przekrzywił głowę. Słowa same w sobie były miłe, jednak ton.. sarkastyczny i nie miły. Spuściłam wzrok - Przepraszam - westchnął. Zacisnęłam usta i zmarszczyłam brwi, uniosłam oczy.
- Chcę znać twoje imię - odparłam - Nie może być ono wielką tajemnicą, prawda? - uśmiechnęłam się delikatnie. Widziałam jak powstrzymuje uśmiech, jestem tego absolutnie pewna.
- Zayn - powiedział po chwili. Uśmiechnęłam się szerzej.
- Mikaela - odpowiedziałam.
- Wiem.
- Wiem że wiesz - przestąpiłam z nogi na nogę. Na jego wargach pojawił się mały uśmiech.
- Muszę już iść - powiedział robiąc dwa kroki w stronę drzwi od kierowcy jego samochodu.
- Oh, ja.. w porządku. Do zobaczenia, Zayn - zaakcentowałam jego imię uśmiechając się - Mam nadzieje że nie długo - dodałam patrząc jak odjeżdża.

Zayn's POV
Gdy słońce zaszło, ponownie zajechałem pod kamienicę. Tym razem nie w celach służbowych, bardziej dla przyjemności. Trzecie piętro, siódme okno od lewej.
Wysiadłem i oparłem się o samochód. Światło było zapalone. Mikaela chodziła po pokoju.
Jest piękna. Zielone oczy, malinowe usta i czekoladowe serce. Sposób w jaki się porusza. To jak uśmiecha się delikatnie. Obserwowałem ją jak biegała po lesie. Musiała długo pracować nad tym wspaniałym ciałem.
Uniosłem dłoń i potarłem dolną wargę kciukiem gdy podeszła do okna. Wyjrzała przez nie. Jej ciemne włosy były roztrzepane. I mimo iż jej okno było wysoko, to widziałem jej postać.
Chciałem jej dotknąć. Przytulić ją. Sprawdzić czy jej wargi są tak wspaniałe na jakie wyglądają. Chciałem ją całą, dla siebie.

2 komentarze:

  1. O jeju, ile akcji! ♥
    Zayn taki bohater! Nie dość, że ratuje ją z dołu, później przed uduszeniem/skręceniem karku, wypadnięciem z okna i pewnie z czegoś jeszcze, ale nie jestem pewna. Taki tajemniczy bohater, o! Znaczy teraz już nie, bo znamy jego imię, ale wcześniej jak najbardziej. :D
    Co ta Mikey! Wpada wszędzie w kłopoty. W sumie to nie mam jej tego za złe, no bo jak można by mieć? W zasadzie to całkiem zabawne. No, przynajmniej czytać o tym. Nie wiem, co bym zrobiła na niej miejscu. Pewnie zawału dostała czy coś. XD Ona chyba ma dziewięć żyć, heh.
    Ja zmykam.
    Buziaki, karmeeleq
    kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny ❤
    Zayn taki bohater ❤

    OdpowiedzUsuń